W hagiograficznych opowieściach o początkach biznesów, celują Amerykanie. Mit wolności gospodarczej, dającej przedsiębiorczym ludziom nieograniczone możliwości, w ostatnich latach mocno pokrył się patyną. Ojczyzna wolności buduje mury, nie jest już ziemią obiecaną. Wciąż jednak ludzie tacy jak Steve Jobs, Mark Zuckerberg, Bill Gates czy Elon Musk karmią wyobraźnię marzycieli. Historie ludzi, którzy osiągnęli sukces, ponieważ byli pomysłowi, utalentowani, pracowici i niezwykle uparci, odporni na ciosy, to w gruncie rzeczy opowieści rodem z hollywoodzkiego filmu. A czy odważny, oryginalny pomysł, może być kluczem do sukcesu także w Polsce?
Ten jeden moment w życiu
Pracownię Gier Szkoleniowych założyło troje przyjaciół ze studiów socjologicznych. Ich droga do obecnego, biznesowego oblicza firmy, wiodła przez działalność społeczną. Chęć zmiany otaczającej rzeczywistości, wiara we własne możliwości i łut szczęścia, okazały się kluczem do stworzenia dobrze prosperującego przedsiębiorstwa.
– Grami zajęliśmy się na studiach – wspomina Joanna Średnicka, prezeska Pracowni Gier Szkoleniowych – Pierwszym poważnym projektem, który zrealizowaliśmy była gra o zarządzaniu kryzysowym, dla jednej z agend ONZ . Szef zespołu zapragnął, żeby ludzie, zanim wejdą do wspólnego projektu, przeszli przez jakieś wspólne doświadczenie, które stworzy z nich zespół i na sucho przygotuje ich do kryzysów, które się pojawią. 15 lat temu to było bardzo nowatorskie podejście. Szukał rozwiązania, którego wówczas na rynku nie było. Dzięki splotowi różnych sprzyjających okoliczności, trafił do kilku zapaleńców świeżo po studiach, którzy akurat mieli to czego szukał.
Młodzieńcza fantazja i chęć sprawdzenia się dodała im odwagi.
– To jest ten jeden moment w życiu, kiedy masz dwadzieścia kilka lat i wydaje ci się że możesz wszystko, ze jesteś w stanie nauczyć się wszystkiego – kontynuuje Joanna – Zastanawialiśmy się nad modelami zarządzania kryzysowego, natomiast o samym projektowaniu gier nie mieliśmy zbyt dużego pojęcia. W Polsce też nie było się od kogo tego uczyć. Ten prototyp był totalnie amatorski, z perspektywy tego co w tej chwili robimy jako Pracownia. Ale to nas pchnęło, pokazało że jest w tym ogromna siła, skoro nawet coś tak amatorskiego zadziałało fantastycznie.
Pracownia Rozwoju Samorządności
Ten pierwszy sukces dodał skrzydeł młodej ekipie, a wydarzenia przyspieszyły.
– Zaczęliśmy drążyć, szukać kto na świecie się tym zajmuje, gdzie można znaleźć wiedzę – opowiada Joanna – Tak trafiliśmy do międzynarodowego stowarzyszenia gier i symulacji ISAGA, organizacji skupiającej ludzi z całego świata. Weszliśmy w tę sieć, uczestniczyliśmy w summer schools w różnych miejscach świata, pilnie uczyliśmy się tej metody. Czuliśmy podskórnie, że to jest super narzędzie do edukacji, uświadamiania, zmiany.
To, że chcą na poważnie zająć się grami było już jasne, jednak pomysł na formę działalności był początkowo zupełnie inny niż w tej chwili.
– Na początku nie mieliśmy planów żeby iść z tym do biznesu – tłumaczy prezeska Pracowni – Stworzyliśmy Pracownię Rozwoju Samorządności, chcieliśmy przez gry i symulacje zmieniać rzeczywistość społeczną. Trzeci sektor jest jednak mocno zależny od grantów, realizowania jakiegoś z góry narzuconego założenia, misji, a my chcieliśmy działać niezależnie, na swoich prawach. Postanowiliśmy więc założyć firmę, a nie podmiot trzeciego sektora.
Pokój na Saskiej Kępie
Kapitał założycielski żywo przypominał ten z Ziemi Obiecanej:
– Mieliśmy wówczas stronę internetową i dobrą opowieść o tym co gry mogą zdziałać – wspomina Joanna – Za pierwsze zarobione pieniądze wynajęliśmy biuro – jeden pokój, płacąc za rok z góry. Daliśmy sobie ten rok, żeby zobaczyć czy jest w tym szansa.
– To był pokój w Fundacji Komunikacji Społecznej – uściśla Jagoda Gandziarowska–Ziołecka jedna z trojga założycielek Pracowni – Oni nas przytulili do siebie (choć oczywiście za czynsz). Los nam zsyłał życzliwych partnerów, uczciwych ludzi, dużo się uczyliśmy od innych. Była też z nami wspólniczka z biznesu, która przez 5 lat wniosła dużo do naszej organizacji.
Rynek wtedy potrzebował nowości, nowego podejścia. Świeżo upieczeni adepci biznesu odebrali więc kolejną premię za bycie pierwszymi.
Pamiętam to jak dziś – mówi ze śmiechem Joanna – Siedzimy w tym biurze – to było na Saskiej Kępie – i nagle dzwoni telefon. Okazało się że to pani dyrektor z wielkiej korporacji, która chce grę symulacyjną dla trzystu menadżerów! Potem oczywiście musieliśmy przejść przez szereg spotkań, ale rzeczywiście kupili od nas taką pierwszą, poważną realizację biznesową. To był przełom – mieliśmy w portfolio współpracę z jednym z gigantów (sorry, nie mogę wymienić nazwy), to otworzyło nam kolejne drzwi.
– Zaprosiliśmy holenderskich trenerów do pomocy w ogarnięciu tego zlecenia – dodaje Jagoda – Daliśmy Holendrom pracę!
Gra zmienia życie
Na pewno gra zmieniła życie założycieli Pracowni Gier. Później, poprzez setki realizacji, wpłynęła także na rzeczywistość uczestników, czasami zostawiając trwały ślad. Pytam Jagodę, o jedną, budującą historię z pionierskich czasów firmy.
– Pamiętam panią z gminy w powiecie chrzanowskim – odpowiada Jagoda – która w ramach naszej gry, prowadziła negocjacje ze swoją naczelniczką. Ujawniła takie niewykorzystane talenty negocjacyjne, że została awansowana. To pokazuje faktyczną siłę tej metody.
Oczywiście nie wszystkie dowody, że to działa, będą tak spektakularne.
– To jest bardzo jaskrawy przypadek – wspomina Jagoda – ale np. spotkałam ostatnio człowieka, który 10 lat temu brał udział w naszym szkoleniu, nie bardzo go kojarzę, a on mówi: ja pamiętam, robiliście taką grę z klockami! We wszystkich swoich projektach, pamiętam o tym czerwonym klocku, zawsze zaczynając projekt, zastanawiam się w pułapce jakich założeń jesteśmy.
Rozmowa o wartościach
Pracownia jest szczególną firmą, nie tylko ze względu na niezwykłą specyfikę swoich produktów, ale także szczególne podejście do prowadzenia biznesu.
– Przywództwo rozumiem jako branie odpowiedzialności – tłumaczy Joanna Średnicka – Jestem zwolenniczką zarządzania, które w centrum stawia człowieka, a nie produkt. Zarządzanie to tak naprawdę organizowanie pracy ludzi. Pierwszą sferą odpowiedzialności, na którą mam największy wpływ jest więc samo środowisko Pracowni – nasi pracownicy, współpracownicy. Tutaj mam największe poczucie sprawczości. Zależy nam, żeby oni się dobrze czuli w tej współpracy. Nie jesteśmy organizacją, której celem jest zysk za wszelką cenę.
– Nasz zespół to skarb – uważa Jagoda – Oni są z nami wiele lat. Mamy wspólnego ducha i wartości. Widać, że są to ludzie, którzy lubią swoją pracę, lubią ludzi, lubią siebie nawzajem. Klienci to widzą doceniają. I to nie chodzi mi tu tylko o trenerów, tylko wszystkich, którzy przygotowują projekty, realizują, sprzedają.
A gdyby potraktować organizację tych warsztatów szerzej, jako działanie mające nie tylko realizować doraźne cele klientów, ale także kształtować w ten sposób pewne postawy?
– Chcemy robić sensowne rzeczy – nie ma wątpliwości Joanna – Naszymi klientami są firmy, ale uczestnikami szkoleń są ludzie. Oni są przecież nie tylko pracownikami ale także obywatelami, partnerami, rodzicami, uczestnikami rożnych wspólnot. Jeśli wyposażymy ich w kompetencje, które pozwalają lepiej współpracować, rozumieć potrzeby innych, mamy wpływ na społeczeństwo. To co robimy to jest produkt sensowny społecznie.
– Ile w nas zostało z młodzieńczych ideałów? Myślę, że sto procent.